Nie znajduję Cię w świątyniach, kościołach takich, siakich.
W wielkich modłach i historiach.
Nie znajduję wcale.
Widzę Ciebie w twarzach ludzi umęczonych, szarych.
Widzę Cię gdzieś między stacją metra, a zwykłym skrzyżowaniem.
Widzę w samej sobie. Blisko.
Mocno widzę jak działasz w twórczym, zbawczym szale.
Jaśniejesz nad nami.
Szukasz i znajdujesz.
Jesteś tu w tym brudzie.
W tej zimie zbyt cieplej, aby choć na chwile białym kocem mógł śnieg nas okryć, pomógł zapomnieć o brzydocie.
Tobie nie przeszkadza ta breja nasza, nasz brak i słabość.
Jaśniejesz nad wojnami, pandemiami i lękiem.
Zakróluj już na zawsze, nie zwlekaj już z powrotem, bądź tu już na zawsze.
Wołam Cię i tęsknię.
Widzę Cię we wszystkim, szukam jeszcze bardziej.
Jaśniej nam największy, najpiękniejszy Królu, Bracie nasz, Cudowny, tak odległy i czysty.
Tak bliski i zwyczajny.
Jaśniej między metrem, a skrzyżowaniem.